Rodzina zastępcza to rodzina, która przyjmuje dziecko do swojego domu i opiekuje się nim w miejsce jego biologicznych rodziców. Rodziny zastępcze mogą adoptować dzieci, które są w trudnej sytuacji, takie jak dzieci porzucone lub pozbawione opieki rodzicielskiej. Adopcja przez rodzinę zastępczą może być bardzo korzystna dla dziecka, ponieważ może ono otrzymać stabilną i Paulina nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia. Oficjalne statystyki na temat dzieci, których matki zrzekły się do nich praw tuż po porodzie nie są publicznie dostępne. Niektórzy twierdzą, że to kilkaset przypadków każdego roku, inni wspominają nawet o kilku tysiącach. Najbardziej szczegółowymi danymi dysponują ośrodki adopcyjne, które do uprawomocnienia się decyzji reprezentują niechciane maleństwa. Tak właśnie stało się z córką Pauliny, która przyszła na świat pod jej nazwiskiem, ale nigdy nie była przez nią wychowywana. Wystarczyło podpisać dokumenty, urodzić i zapomnieć. Czy to w ogóle możliwe? Nasza rozmówczyni nie była zainteresowana adopcją ze wskazaniem konkretnej rodziny, nie liczyła na wdzięczność finansową ze strony nowych rodziców jej dziecka. Miała tylko jedno marzenie – dać córce szansę na normalne i pełne miłości życie. Coś, czego sama nie mogła jej w tym momencie zagwarantować. Głośno potępia wszystkie matki, które próbują zbić na tym wymierny interes. Z bólem serca czyta w Internecie kolejne ogłoszenia, w których młode dziewczyny wystawiają swoje dzieci na sprzedaż, oferując wskazanie konkretnych rodziców i licząc z tego tytułu na wsparcie. Dla niej największą pomocą było to, że mogła ją urodzić i nie martwić się o jej przyszłość. - Ktoś powie, że to nieludzkie, ale co ma zrobić kobieta, która zaszła w niechcianą ciążę i nie chce poddawać się nielegalnej i okrutnej aborcji? Czułabym się jak morderczyni. Chociaż nie mogłam sobie pozwolić na wychowanie córki, nie oznacza to, że nie zależało mi na jej dobru. Teraz na pewno ma kochającą mamę, tatę, może rodzeństwo. Ośrodek dobrze wie, jakich ludzi wybierać do tej roli – twierdzi. Od przełomowej decyzji minęły już 4 lata. - Byłam wtedy w związku, który dopiero raczkował. Poznaliśmy się przypadkiem, coś zaiskrzyło i zaczęliśmy się spotykać. Na pierwszy rzut oka wydawał się chodzącym ideałem – przystojny, wygadany, z dobrą pracą, kulturalny. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale wkrótce okazało się, że to chyba jednak nie to. Podejrzewałam go o zdradzanie mnie. Często gdzieś wyjeżdżał, a nawet jak był w mieście, to pojawiał się, znikał, odchodził, wracał. To nie była normalna relacja, wszyscy zastanawiali się, dlaczego wciąż przy nim jestem. Kiedy chciałam to zakończyć, wtedy dowiedziałam się, że łączy nas coś jeszcze. Noszę w sobie jego dziecko. Oszalałam z rozpaczy, bo sama ledwo stałam na nogach, w moim życiu nie było nic pewnego. Mam zaraz urodzić? Przyznać, że to jego syn lub córka? Przez dłuższy czas milczałam, ale wreszcie się dowiedział – wspomina Paulina. Nasza rozmówczyni poinformowała swojego partnera o zaistniałej sytuacji. Zareagował w najgorszy możliwy sposób, proponując jej „pozbycie się problemu”. - Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ani przez chwilę o tym nie myślałam. Był taki moment, kiedy prawie wzięłam od niego pieniądze na zabieg. Miałabym gotówkę w ręce i za kilka dni byłoby po wszystkim. Wystarczyło zadzwonić pod odpowiedni numer, zapłacić i dać się wyskrobać. Wcześniej nie miałam podobnych rozterek. Miałam głęboko gdzieś, co mówi o tym Kościół, jak wszyscy na pokaz się oburzają. Wydawało mi się, że mogłabym to zrobić. Ale po ostatniej rozmowie wyszłam z jego mieszkania i spotkałam na klatce schodowej mamę z maleństwem w wózku. Niby nic nadzwyczajnego, ale to mi poprzestawiało w głowie – twierdzi. Więcej już go nie spotkała. Przestała też myśleć o aborcji. Rozpacz ustąpiła miejsca nadziei. - To wszystko było dziwne. Zwykłe spotkanie z młodą mamą, ale dla mnie niezwykłe. I wcale nie chodzi o to, że nagle w mojej głowie pojawiły się myśli, że mogłabym być na jej miejscu i wszystko będzie dobrze. Dalej uważałam, że to się na pewno nie uda. Tatusia nie chciałam już więcej widzieć, stałej pracy nie było, rodzina na pewno by nie zrozumiała. Ale jakimś dziwnym trafem dopadły mnie myśli, że dzidziuś może żyć. Nie ze mną, ale gdzieś będzie mu dobrze. W piątym miesiącu ciąży byłam już przekonana, że dziecko będzie moje, ale tylko do momentu narodzin. Później pójdzie w świat beze mnie. Poszłam do ośrodka adopcyjnego i wyraziłam wstępną zgodę na oddanie go. Wstępną dla nich, bo dla mnie to była już ostateczność – opowiada Paulina. Nasza bohaterka została poinformowana o prawach, które wciąż jej przysługują. Dziecko zostanie wpisane do rejestru, rozpocznie się poszukiwanie dla niego nowej rodziny, ale możliwa jest jeszcze zmiana decyzji. Od porodu do pełnego zrzeczenia się praw mijają dokładnie 43 dni. To 6 tygodni, w czasie których matka może się bez żadnych konsekwencji wycofać. Zabrać maleństwo ze sobą i wymazać wszystko, co łączyło ją z ośrodkiem adopcyjnym. - Może to dziwnie zabrzmi, ale wtedy wolałam, żeby tego czasu nie było. Wiadomo, jak działają hormony i mogłabym w nieodpowiedzialny sposób zmienić decyzję. To się na szczęście nie stało – wspomina. - Tatuś przestał dla nas istnieć, więc musiałam sobie radzić sama. Najgorsze było to, że nie mogłam zniknąć zupełnie bez śladu. Akt urodzenia musiał zostać wystawiony na mnie. Nie meldowałam córki pod swoim adresem. I tak był tymczasowy. Nie nadałam jej też imienia. Nie ujawniłam danych ojca. O całej reszcie mieli decydować urzędnicy i nowi rodzice. Ja też miałam jeszcze szansę, bo przez kilka tygodni kobieta może stwierdzić, że się pomyliła, że to nie tak i zabrać dziecko ze sobą. Poród przebiegł bardzo sprawnie, wcale nie musiałam się bić z myślami. Wtedy byłam już przekonana, że to dobra droga. Gdybym zaczęła się nad tym zastanawiać dopiero po narodzinach córki, wtedy mogłoby być różnie. Ważne było to, że zgłosiłam taką chęć dużo wcześniej – twierdzi. Paulina przebywała w szpitalu 3 dni. Po wszystkim zabrała swoje rzeczy i wyszła. Tak, jak każda inna pacjentka po wyleczeniu choroby. Różnica polega na tym, że w szpitalu nie zostawiła swoich dolegliwości, ale dziecko. Córka została przeniesiona do ośrodka pre-adopcyjnego, gdzie czekała na spełnienie reszty formalności. Po sześciu tygodniach w budynku sądu rodzinnego było już po wszystkim. - Będę szczera – ulżyło mi. Nie w sensie, że pozbyłam się problemu i jestem wolna. Raczej w takim, że wybrałam najbardziej rozsądne wyjście i córka ma przed sobą normalną przyszłość – wspomina Paulina. - Zdarzają się noce, kiedy w snach przypominam sobie poród. Czasami idąc przez miasto widzę małe dzieci i zastanawiam się, czy któreś z nich nie jest moje. Psycholog z ośrodka twierdzi, że to zupełnie normalne. Ale wyrzutów sumienia na pewno nie mam. Z czasem w życiu jeszcze bardziej mi się popsuło. Zmarła moja mama, przez rok byłam na bezrobociu, w pobliżu żadnego rozsądnego faceta. Czy tak samo byłoby wtedy, gdybym miała pod opieką dziecko? Mogłoby być jeszcze gorzej. Ona ma dzisiaj 4 lata. Na pewno trafiła na wspaniałych rodziców, może chodzi do przedszkola, ma rodzeństwo. To zdecydowanie lepsza opcja, niż samotna mama, której na razie niewiele w życiu wyszło – twierdzi. - Oczywiście, nie udało się wszystkiego zatuszować i niektórzy nie dają mi zapomnieć. Tata wie o wszystkim, dalsi znajomi zostali okłamani, że straciłam dziecko. Ciąży nie ukryłam, córkę już tak. Trudno powiedzieć, żeby była z siebie dumna, ale kiedy tak to analizuję, wtedy wiem, że to wszystko miało jednak sens. Jeśli jesteś kobietą i masz do wyboru zamordować lub dać szansę na normalne życie, to nie powinnaś się wahać. Życie jest zawsze lepszym wyborem – przekonuje Paulina. Nasza bohaterka rozpoczęła niedawno nowy związek. Czy kiedyś chciałaby zostać matką? - Oczywiście, że tak. Na razie robię wszystko, żeby nie musieć się nad tym zastanawiać. Wpadka po prostu nie wchodzi w grę. Mój partner nie wie o mojej przeszłości i nie powinien się dowiedzieć. Jeśli coś z tego wyjdzie, a życie zacznie się układać, to będę chciała zajść w ciążę, urodzić i wychować. Wydarzenia sprzed kilku lat nie sprawiły, że czuję się jak potwór w ludzkiej skórze. Nie zrobiłam niczego złego. Gdybym uległa namowie tamtego faceta, to dzisiaj nie mogłabym szukać swojego dziecka nawet na cmentarzu. Wylądowałoby w kanalizacji jakiegoś obskurnego gabinetu. Wolę żyć nadzieją, że córka jest gdzieś niedaleko i ma powodu do tego, by się szczerze uśmiechać. To mnie uskrzydla – przekonuje. Co myślicie o jej decyzji? Paulina pochodzi z dużego miasta, gdzie teoretycznie najłatwiej poradzić sobie z niechcianą ciążą. Rozbudowana pomoc społeczna pomoże w zapewnieniu mu godnego życia. Organizacje pozarządowe zapewnią wsparcie innego typu. - Dzisiaj wiem, że to nie koniec świata. Córka być może byłaby przy mnie i nie umarłybyśmy z głodu, ale co to za życie? Tu nie chodziło tylko o moją biedę, ale zwykłe nieprzygotowanie do tej roli. Tutaj nic się nie zmieniło, bo nadal twierdzę, że nie nadaję się na matkę. Ale ciąża była i trzeba było działać. Ryzykować, czy zapewnię maleństwu byt i będę potrafiła je pokochać, czy od razu spróbować się odciąć i liczyć na miłość innych. Jestem przekonana, że dobrze zrobiłam – mówi nasza bohaterka. - To oczywiste, że do dzisiaj o niej myślę. Widziałam ją tylko przez chwilę po narodzinach. Była częścią mnie, dostała moje nazwisko. Z tego niewiele pozostało. Ma nową mamę, inne dane osobowe. Już nie możemy się spotkać, nie jestem w stanie niczego odkręcić. Klamka zapadła i albo umrę z wyrzutów sumienia, albo też zacznę normalnie żyć. Z tą normalnością nadal jest trudno, ale jestem przekonana, że tak po prostu musiało się stać. Dałam szczęście nie tylko jej, ale także kochającym się ludziom, którzy w inny sposób nie mogli zostać rodzicami. Zrobiłam dużo dobrego dla nich. A czy dla siebie? Pojawiają się wątpliwości, ale nie trwają zbyt długo – twierdzi. W rozmowie z nami opowiada o tym, co wydarzyło się niemal dokładnie 5 lat temu. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia

Gdy ukoncze 18 lat mama powiedziala, ze wtedy moge robic co chce, ale wówczas gdy oddam dziecko nie będę miała po co wracac do domu. ojciec dziecka jest ze mna, wspiera mnie i rowniez nie

Adrian mówi "mamo" do Moniki i "tato" do Łukasza. Asi prawie nie zna, chociaż to ona go urodziła. Artura - biologicznego tatę - mógł widzieć przypadkiem, kiedy ten obserwował go z ukrycia pod przedszkolem. Dziś wszyscy czują się ofiarami kłamstwa sprzed lat. Adrian mówi "mamo" do Moniki i "tato" do Łukasza. Asi prawie nie zna, chociaż to ona go urodziła. Artura - biologicznego tatę - mógł widzieć przypadkiem, kiedy ten obserwował go z ukrycia pod przedszkolem. Dziś wszyscy czują się ofiarami kłamstwa sprzed listopad 2011 roku. Asia patrzy na test ciążowy i jest gotowa urodzić dziecko. Razem z matką, siostrą i babcią mieszka w 27-metrowym mieszkaniu w centralnej Polsce. Kobiety przeprowadziły się tu, bo ojciec Asi Starszy o sześć lat, ale życiowo na tym samym etapie. Nie ma nic. Mieszka razem z ojcem i babcią na innym decyduje się ukrywać brzuch w końcu staje się widoczny, wynajmują mieszkanie. Chodzi o to, żeby o dziecku nikt się nie lipcu 2012 roku Asia pisze z ***. Jestem już w 8 miesiącu ciazy. Muszę wyjechać i urodzić rodzice nie moga sie dowiedziec.. (pisownia oryginalna - red.)Nie ma odpowiedzi. Mijają dwa dni. Asia znowu siada do komputera:Witam. Jestem w 8 miesiacu ciazy, musze jak najszybciej wyjechac z miasta i urodzic nie mam na to srodkow poszukuje rodzicow adopcyjnych ktorzy beda dobrze wychowywac moje dziecko. (pisownia oryginalna - red.)Po kilku godzinach dostaje powiadomienie. Przyszła nowa Twój post na forum i postanowiłam do Ciebie napisać, bo my jesteśmy kochającym się i szanującym małżeństwem, które pragnie zaadoptować kruszynkę (...) Myślę, że to, że mamy już dziecko da Ci gwarancję, że będziemy dobrze potrafili zająć się Twoim maluszkiem (...) Na tą malutką istotkę z jednakowym zapałem czekają trzy serduszka. Będziemy kochać tak mocno jak to można sobie wiadomością podpisuje się Monika. Potem będzie tłumaczyła, że przeglądała ogłoszenia, żeby komuś pomóc. Poza bezdusznymi urzędniczymi pierwszym spotkaniu z Asią mówi, że rozpoczęła z mężem szkolenie dla przyszłych rodziców adopcyjnych. Nigdy go nie się dogadują i Asia przeprowadza się do Moniki. W pięknym domu zostaje do momentu rozwiązania. Dziewczyna czuje się bezpiecznie – nikt jej nie zdekonspiruje, niczego jej nie za kłamstwo sprzed lat / Wideo: TVN24 Łódź Adrian ma kilka dniAdrian. Zdrowy chłopczyk przyszedł na świat przez cesarskie cięcie. W szpitalu jest z mamą przez cztery dni. Regularnie odwiedza ich Monika. To ona karmi butelką chłopca, zmienia mu pieluszki. Przytula, kiedy się już po powrocie do domu mówi, że nie chce zbliżać się do Jeszcze obudzi się we mnie instynkt macierzyński i nic z tego nie będzie – Adrianem opiekują się nowa "mama", nowy "tata" i starsza o dziewięć lat "siostra".Adrian ma dwa tygodnieW urzędzie stanu cywilnego stawiają się dwie osoby. Asia, czyli biologiczna matka, i Łukasz, mąż rubryce "ojciec" wpisuje swoje dane. Sytuacja Adriana – z prawnego punktu widzenia - wygląda więc tak:Matką, posiadającą wszystkie prawa do opieki jest 19-letnia 41-latek posiadający inną żonę i inne po powrocie mówi Monice, że chciałaby widywać dziecko. Żeby upewnić się, że wybrała mu dobrą ma dziewięć miesięcyJest kwiecień 2013 rozpoczyna kolejny etap zdobywania praw do opieki nad Adrianem. Zgłasza się w urzędzie w celu uznania dziecka swojego męża. To proces. W jego trakcie trzeba sprawdzić, czy dziecko ma dobre relacje z osobą, która ma je adoptować. Monika jest w kontakcie z biologicznymi rodzicami Adriana. Częściej z matką. Kiedy ta skręca rękę, załatwia jej nawet prywatną wizytę u dobrego Artura, biologicznego ojca, wysyła pierwsza rozprawa za nami, teraz będziemy czekać na termin do psychologów na badanie więzi z dzieckiem, pozdrawiam – pisze dzięki za informacje – odpowiada ktoś z numeru należącego do się Wielkanoc. Monika dostaje kolejne wiadomości:Witam ja jednak narazie nie bede przyjezdzal jest u pani rodzina i niebede przeszkadzal w maju przyjde tak bedzie lepiej wesolych swiat:) dla wszystkichPani moniko narazie nie przyjade musze wyjsc na prosta i dopiero a jak krolewicz?" (pisownia oryginalna - red.)Adrian rośnie. Stawia pierwsze kroki, czuje się ma rok i osiem miesięcyAsia zrzeka się praw do opieki nad dzieckiem na rzecz Moniki. Formalnie wygląda to więc tak: Matką jest Monika, która przysposobiła nieślubne dziecko męża. Posiada pełne prawa do jest jej wskazuje na to, że dzika adopcja skończyła się sukcesem...Adrian ma rok i dziesięć miesięcyDo Moniki dzwoni Powiedziałam mamie i babci o dziecku – słyszy w słuchawce. Asia płacze. Mówi, że to był zły pomysł. Że ona nie może żyć z myślą, że porzuciła dziecko. Że musi je Adrian to nie odkurzacz. Nie mogę ci go teraz oddać, dlatego że zmieniłaś zdanie – odpowiada inaczej pamięta tę rozmowę. Monika ma jej mówić, że "ma siedzieć cicho". Bo jak nie, to sprawa trafi do My się z tego wyliżemy, mamy pieniądze na adwokatów. Wy będziecie mieć przewalone – ma rok i jedenaście miesięcyAsia pojawia się w prokuraturze. Zgłasza, że popełniła przestępstwo. Podobnie zresztą jak Monika i Łukasz. Rusza lawina. Misternie przygotowany plan zaczyna się oskarża Asię i Łukasza o wyłudzenie poświadczenia nieprawdy, a Monikę o podżeganie do popełnienia przestępstwa. Wszyscy dobrowolnie poddają się karze grzywny i roku więzienia "w zawiasach" na dwa lata. Śledczy na tym jednak nie poprzestają. Kierują do sądu wniosek o unieważnienie podkreślają, że:Formalnie ojcem dziecka jest człowiek, który przyznał się do kłamstwa w urzędzie stanu cywilnego. Dlatego też bezprawnie zyskał prawa do opieki nad dziecka jest kobieta, która bezprawnie zdobyła prawa do opieki. Uznając dziecko męża, oparła się na wyłudzonym przez męża ma trzy lataW domu Adriana pojawiają się pracownice społeczne, wezwane przez sąd. Oglądają zdjęcia rodzinne, przyglądają się zabawkom w pokoju chłopca. On zawstydzony chowa się za nogami urzędniczek jest proste: stwierdzić, czy chłopcu jest dobrze w domu ludzi, z którymi nie jest społeczne pojawiają się też u Asi. Notują, że dziewczyna nie ma warunków na przyjęcie dziecka. Zapisują też, że nie ma pomysłu, jak poradziłaby sobie z wychowaniem dziecka, którego prawie nie ma pięć lat Wraca z wakacji. Cieszy się na powrót do przedszkola. Nie wie, że niedługo sąd wyda wyrok w jego rodzice jadą do sądu, on zostaje pod opieką i Łukasz prawie mdleją w sądzie, kiedy słyszą wyrok:- Uznanie ojcostwa przez Łukasza R. jest nieważne. Nie ma on praw do opieki – odczytuje uzasadnia:"Należało ustalić bezskuteczność uznania ojcostwa (...) po to, by w przyszłości nie dochodziło do podobnych transakcji pomiędzy rodzicami".Jednocześnie sąd rodzinny zaznacza, że w tej sprawie nie rozstrzyga o przyszłości dziecka. Widzi bowiem, że Adrian będzie szczęśliwy tylko z Moniką i pełnomocniczka, mec. Maria Wentlandt-Walkiewicz, bije na alarm:- Sąd usunął właśnie fundament, na którym opierały się prawa do pozostania Adriana w domu. Biologiczny ojciec może uznać dziecko za swoje. I zabrać je – Jak tylko wyrok się uprawomocni, to przyjadę do Adriana i powiem, że jestem jego wujkiem. Nie mogę zacząć przecież z grubej rury. Najpierw mnie pozna, polubi. Zbliżę się do niego. A potem dam mu szansę. Albo zostanie z tamtymi ludźmi, albo pójdzie ze swoim prawdziwym tatą do domu – ma pięć i pół rokuMonika i Łukasz odwołali się od wyroku. Kilka tygodni przed odczytaniem decyzji sądu drugiej instancji, spotykam się z biologicznym ojcem się spotkać, żeby udowodnić, że "nie jest z patologii".- Zrobiliśmy duży błąd. Byliśmy młodzi, głupi - się wytłumaczyć, czemu przed laty porzucili Psychicznie byliśmy nastolatkami. Mnie sparaliżowało, ją też. Nie mieliśmy pracy, mieszkania ani wsparcia że do końca nie miał pewności, że oddaje Adriana na stałe. Co zatem działo się z synem? Jaki to był układ? - Myślałem, że oni nam chcą pomóc, że trafiliśmy na dobrych ludzi. Że jak staniemy na nogi, to go nam oddadzą. A tamci go nam ukradli - przyznaje, że brzmi to że "tamta rodzina" zabroniła im nagle kontaktów z dzieckiem. Dlatego zdarzało mu się obserwować syna z ukrycia. Pokazuje filmy, które nagrał przy ogrodzeniu przedszkola: jak Adrian biega za piłką, jak bawi się na rodziny walczą o jedno dziecko / Wideo: TVN24 Łódź Adrian ma pięć lat i siedem miesięcyObie pary siedzą po przeciwnych stronach korytarza. Nerwowo czekają na decyzję sądu. Asi nie podoba się to, że pojawiam się na sądowym Po co o tym pisać? To sprawa między nami, naszym synem a tamtymi ludźmi. Zabrali mi dziecko, kiedy sama byłam dzieckiem – mówi przed wyrokiem. Dopiero po pewnym czasie się uspokaja i zgadza na się rozprawa, która szybko zostaje kilkadziesiąt odczytaniu wyroku Asia nie może już rozmawiać. Idzie płakać do łazienki. Bo sąd drugiej instancji prawomocnie uchyla poprzedni wyrok. Uznaje, że dziecko nie może płacić za błędy Adriana formalnie pozostaje więc Łukasz. A Monika – poprzez uznanie dziecka męża – pozostaje Wygrał rozsądek. Pierwszy raz na odczytaniu wyroku leciały mi łzy - komentowała mec. Wystąpimy o kasację. To jeszcze nie koniec - zapowiada ten wyrok to przełom dla rodziny / Wideo: tvn24 Na dzikoCzemu Monika i Łukasz zdecydowali się na lewą adopcję, zamiast przejść tę ścieżkę legalnie i mieć spokój? Bo – jak mówi Izabela Rutkowska, psycholog, specjalista adopcji - procedura legalnej adopcji jest skończyli szkolenia dla przyszłych rodziców. Trwa ono co najmniej kilka miesięcy (często tyle, ile trwa ciąża, czyli 9 miesięcy) i niektóre pary Są informowani o tym, że pracownicy ośrodka adopcyjnego dobierają rodzinę do dziecka, a nie dziecko do rodziny. Dowiadują się, że mogą nie dostać noworodka. Że dziecko może być chore - opowiada Izabela Rutkowska, psycholog, specjalista że rodzice są też uświadamiani, że większość dzieci czekających na adopcję nie pochodzi od matek, które dbały o siebie w czasie Zderzenie z rzeczywistością jest dla wielu nie do zniesienia. Wielu chętnych nie może pogodzić się z tym, że nie wybiorą sobie potomstwa idealnego, którego obraz często stworzyli w swojej głowie - tłumaczy rozmówczyni chętnych odstrasza też czas oczekiwania. Po ukończeniu dziewięciomiesięcznego szkolenia, złożeniu szeregu dokumentów, poddaniu się diagnozom psychologicznym i pedagogicznym trzeba czekać na telefon z ośrodka adopcyjnego. Czasami nawet dwa, trzy W pierwszej kolejności dzieci trafiają do najlepiej ocenionych rodzin. I nie chodzi tu tylko o warunki życiowe, ale też nastawienie do przyjęcia dziecka niezależnie od tego, kim ono jest - opowiada Izabela Polsce dochodzi do około 3 tysięcy legalnych adopcji rocznie. Nie wiadomo, ile jest tych Ta historia pokazuje, do czego może doprowadzić jazda na skróty. Cały ten system czemuś ma służyć. Chroni przez sytuacjami, które mogą z opóźnieniem uderzyć w dziecko - komentuje Agnieszka Czechowska, z którą będzie musiał zderzyć się Adrian, będzie dla niego bardzo trudna. Zwłaszcza że obie pary są w stanie Trudno liczyć na to, że jedna czy druga strona obiektywnie opowie chłopcu o jego przeszłości. To sprawa, za którą jeszcze długo będzie płacił rachunek – uważa Agnieszka Czechowska.​*Ze względu na dobro dziecka zmienione zostały dane pozwalające na jego identyfikację Dopuszczany, choć nie wszędzie, jest również wybór płci. Kandydaci mogą wskazać choroby i ograniczenia w rozwoju dziecka kierowanego do adopcji, których nie będą w stanie zaakceptować. Wielu rodziców podkreśla, ze wybór dziecka przy adopcji jest jednym z najtrudniejszych etapów w całej procedurze i wiąże się z poczuciem winy.
Adopcja ze wskazaniem polega na oddaniu dziecka do adopcji konkretnej osobie. Skraca to czas całego procesu, co oszczędza traumy dziecku, jak i pozwala rodzicom szybciej cieszyć się swoim maluszkiem. Adopcja ze wskazaniem ma jednak również przeciwników. Dlaczego? Depositphotos Czym jest adopcja ze wskazaniem? Adopcja ze wskazaniem polega na tym, że biologiczny rodzic dziecka wybiera dla niego rodzinę adopcyjną. Obie strony mogą więc wcześniej się poznać i tym samym stworzyć jak najlepsze warunki dla maluszka. Zdarza się bowiem, że na adopcję ze wskazaniem decydują się np. matki, które nie mogą ze względów finansowych, czy zdrowotnych podołać wychowaniu dziecka, ale pragną dla niego jak najlepiej. Taka adopcja pozwala także np. na przekazanie dziecka pod opiekę partnera, czy kogoś bliskiego, kiedy sami nie możemy z jakiegoś powodu zająć się naszą pociechą. Oddam dziecko do adopcji ze wskazaniem… Adopcja ze wskazaniem skraca proces ubiegania się o dziecko. Jest to zarówno dobre dla par, które już i tak najprawdopodobniej od lat starają się o potomka, jak i dla samego brzdąca, który może liczyć na opiekę kochających i oddanych rodziców, zamiast tułaczkę po domach dziecka itp. Przeciwnicy adopcji ze wskazaniem obawiają się jednak, że może ona prowadzić do “wynajmowania” kobiet do rodzenia dzieci, a same rodziny nie są, aż tak dokładnie sprawdzane, jak w przypadku adopcji blankietowej. Proces przy wskazaniu opiekuna dziecka przez biologiczną matkę przebiega szybciej, a pary ubiegające się o adopcję nie przechodzą aż tylu szkoleń, jednak mimo wszystko ostateczną decyzję podejmuje sąd. Jeśli instytucja zauważy jakiekolwiek nieprawidłowości, czy też sędzia będzie miał wątpliwości w sprawie adopcji, zawsze może zażądać przeprowadzenia dodatkowej kontroli oraz przedstawienia konkretnych dokumentów. Jak przebiega adopcja ze wskazaniem? W sytuacji, kiedy ubiegamy się o adopcję ze wskazaniem, musimy złożyć do sądu dwa główne dokumenty: zaświadczenie potwierdzające zrzeczenie się praw rodzicielskich przez rodziców biologicznych wniosek o przysposobienie dziecka w przypadku małżeństwa również odpis aktu małżeństwa. Na dalszych etapach procesu sąd może zażądać od nas kolejnych dokumentów jak np. zaświadczenie majątkowe. Niezależnie jednak od rodzaju adopcji, w przypadku nowo narodzonego dziecka, biologiczni rodzice mają 6 tygodni na zmianę decyzji. Historie rodzin adopcyjnych Adopcja ze wskazaniem nie jest częstą praktyką w Polsce. Przykładowo w Stanach Zjednoczonych już w czasie ciąży można załatwić dokumenty związane z adopcją. Owszem ma to swoje minusy, jednak znacznie ułatwia tworzenie rodziny z noworodkiem już od pierwszych dni jego życia. Często kobiety już w czasie ciąży wiedzą, że nie są w stanie zapewnić dobrych warunków do wychowania maluszka, więc taka opcja jest dla nich idealna. Jak możemy jednak przeczytać na forach internetowych, adopcja ze wskazaniem jest niezwykle rzadką praktyka w Polsce. Jedna z mam na forum opisała swoją historię. Kobieta chciała oddać dziecko do adopcji ze wskazaniem ze względu na swój zły stan zdrowia i brak odpowiednich warunków. Ośrodek Adopcyjny, zamiast jej pomóc, zaproponował oddanie dziecka do adopcji dopiero po narodzinach w szpitalu, przez co żadna ze stron nie mogła się spotkać przed procesem adopcyjnym. Nie jest to ani dobre dla dziecka, ani dla biologicznych rodziców, którzy mimo, że nie są w stanie zająć się maluszkiem, chcą dla niego jak najlepiej, a tym samym chcą wiedzieć, do jakiej rodziny trafi ich dziecko. – Chciałam oddać dziecko, znaleźć mu rodziców i móc dalej normalnie żyć. Liczyłam na pomoc instytucji do tego powołanych, ale nikt mi tej pomocy nie udzielił. Zostałam ze swoją niepewnością o los dziecka i ze świadomością, że je porzuciłam?- napisała forumowiczka. System adopcyjny w naszym kraju wymaga dopracowania. Czasem ubieganie się o maluszka trwa latami, więc lepiej się nie nastawiać, że będzie to łatwy i przyjemny proces, ale też nie należy się poddawać. Jeśli jesteśmy otwarci na stworzenie domu pełnego miłości, na pewno nasze marzenie się ziści, choć czasem potrzeba nam będzie dużo cierpliwości. Zobacz więcej: Historie rodzin, które zdecydowały się na adopcję ze wskazaniem
Zobacz 11 odpowiedzi na pytanie: Czy jeśli oddam dziecko do adopcji ? Pytania . Wszystkie pytania; Sondy&Ankiety; Kategorie . Szkoła - zapytaj eksperta (1852)
Kim jest matka, która oddaje własne dziecko do adopcji? Pewnie wielu ludziom cisną się na usta same złe słowa. Tymczasem, choć to głupie się tłumaczyć, ja mam coś na swoje wytłumaczenie. Nie oznacza to, że nie żałuję, że Cię nie wychowywałam. Przez swoje życie idę z ciężarem w sercu, że mogłam dzielić tę codzienność z Tobą. Obserwować jak się rozwijasz, jak się śmiejesz. Nie mogłam tego zrobić. fot. Nie, nie chodziło o to, że miałam 15 lat Nie, wcale nie chodzi o to, że miałam 15 lat jak Cię urodziłam. Myślę, że rodzice by mi pomogli Cię wychować. Oczywiście nie byłoby to mile widziane w małej miejscowości, w której mieszkaliśmy. Moi rodzice, a Twoi dziadkowie, mieli jednak zawsze otwarte głowy. Nawet przekonywali mnie do tego, bym Cię zostawiła. Mówili, że jesteś moim najukochańszym synkiem, a ich wnuczkiem. Ja też tak myślałam i do dzisiaj myślę, bo zakochałam się w Tobie od pierwszego wejrzenia. Gdy pojawiłeś się na świecie od razu wiedziałam, że jesteś wyjątkowy. Prosiłam jednak pielęgniarki, by jak najszybciej Cię zabrały. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bolało to, że musiałam Cię oddać. Tzn. nie musiałam, ale chciałam. Wybacz mi, proszę Wiem, że wiele osób mnie oceniło. Każdy wie jak ktoś inny powinien żyć i ma dla niego milion rad. Zawsze nie to irytowało. Nikt nie próbował wczuć się w moje emocje, w mój żal, w mój ból. A to był ból fizyczny. To przekonanie o tym, co się stało i ta świadomość, że Cię oddam. Że trafisz do obcych ludzi, którzy będą Cię wychowywać i traktować jak syna. Wiem, że miałeś dobre życie, ale wiem też, że żyjesz z traumą, że oddała Cię własna matka. Wybacz mi. Nie znam Twojego ojca Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Wiem jednak, że wtedy, gdy podjęłam tę decyzję, byłam jej pewna. Skąd wzięłam na to siłę? Nie mam pojęcia. Byłam rozżalona i nieszczęśliwa. Nie chciałbyś, żeby ktoś taki Cię wychowywał. Nie pytaj też o swojego ojca. Nie znam go. Złapał mnie w bramie, w biały dzień, gdy wracałam ze szkoły. Zgwałcił mnie, a 9 miesięcy później urodziłeś się Ty. Wybacz mi, proszę. Oddałam Cię, bo uważałam to za jedyną słuszną decyzję. Zobacz także: Zdrowy egoizm. Naucz się go!
Znaleźliśmy. ponad. 1000 ogłoszeń. Wyróżnione. Irenka piękne psie dziecko szuka najlepszego domku. Za darmo. Łódź, Śródmieście - 03 marca 2023. Wyróżnione. Cudowne psie dziecko Sara poleca się do adopcji. Sprzedaż noworodka była dopracowana we wszystkich szczegółach. Na szczęście kobieta popełniła jeden błąd. Prokuratura już na tym etapie śledztwa nie ma wątpliwości, że w grę wchodzi postawienie zarzutów o handel ludźmi. Matka dała ogłoszenie w internecie Gdyby nie policjanci z Gdańska śledzący portale w związku z przestępczością w cyberprzestrzeni, być może ta historia miałaby tragiczny finał. Dziecko chciała kupić para mieszkająca za granicą. Wszystko było dograne jeszcze przed porodem. Biologiczni rodzice, na co dzień mieszkający pod Kwidzyniem (woj. pomorskie), jeszcze przed rozwiązaniem otrzymali 15 tys. zł. Reszta pieniędzy miała być przekazana po zrzeczeniu się przez matkę praw rodzicielskich. Nie udało się, bo na ślad przestępstwa wpadli policjanci śledzący portale internetowe. Ich czujność wzmogło ogłoszenie w sieci, z którego wynikało, że kobieta będąca w ciąży chce oddać dziecko. Kobieta wyjaśniła w nim, że wprawdzie nie może zatrzymać swojego dziecka, ale też nie chce go porzucić, w związku z czym czeka na kontakt od osób zainteresowanych ofertą. Na ogłoszenie odpowiedziała para mieszkająca poza granicami Polski. Obie strony zorganizowały spotkanie, w którym uczestniczył także konkubent kobiety w ciąży. Uzgodniono cenę - 30 tysięcy złotych oraz warunki sprzedaży. Dziecko przyszło na świat 5 marca 2018 roku. Trzy dni później zostało zarejestrowane w Urzędzie Stanu Cywilnego. Jako ojciec został podany mężczyzna, który odpowiedział na ogłoszenie. Policji udało się zapobiec wywiezieniu noworodka z kraju. Maleństwo jest teraz pod opieką rodziny zastępczej. W związku z tym Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła zarzuty obu parom biorącym udział w transakcji. Oskarża się ich o handel ludźmi, za co grożą przynajmniej 3 lata pozbawienia wolności. Biologiczni rodzice dziecka przyznali się do popełnienia zarzuconych im czynów i złożyli wyjaśnienia. Drugi z mężczyzn również przyznał się, zaprzeczył jednak, aby przekazał pieniądze. Natomiast jego partnerka nie przyznała się do popełnienia zarzuconego jej przestępstwa. Cała czwórka jest pod dozorem policji i ma zakaz opuszczania kraju. To przerażające, ale niestety informacje o handlu noworodkami co jakiś czas trafiają na czołówki serwisów informacyjnych w naszym kraju. W pod koniec marca pisałyśmy o tym, jak dziennikarskie śledztwo ujawniło przerażającą prawdę o handlu dziećmi w Polsce. Niemowlę można kupić już za 500 złotych! Dziecko można oddać do adopcji Polskie prawo przewiduje adopcję w sytuacji, gdy matka nie chce dziecka. Zgodnie z Kodeksem Rodzinnym i Opiekuńczym, zrzeczenie – tak popularnie mówi się o oddaniu dziecka do adopcji, to sądowe wyrażenie zgody przez rodziców biologicznych na przysposobienie dziecka bez wskazywania osoby przysposabiającego. Zgodę na adopcję dziecka można wyrazić najwcześniej 43 dni po jego urodzeniu (6 tygodni). Jeśli kobieta jest zdecydowana oddać dziecko do adopcji, może zgłosić się do ośrodka adopcyjnego i tam złożyć wstępną deklarację w tej sprawie. Może także wyrazić zgodę na to, aby po urodzeniu dziecko zostało umieszczone w rodzinie zastępczej do czasu złożenia zrzeczenia w sądzie i znalezienia odpowiedniej dla dziecka rodziny adopcyjnej. Jeszcze w szpitalu położniczym ma prawo poprosić, aby nie pokazywano jej dziecka po porodzie i nie przystawiano go do piersi. Możesz także poprosić personel szpitala o podanie leków zatrzymujących laktację. Będzie musiała złożyć pisemne oświadczenie, że pozostawia dziecko w szpitalu. Zapraszamy do wypełnienia ankiety dla czytelniczek Kliknij w grafikę: W polskim prawie, chociaż nie wyrażona wprost, ale dopuszczona jest tzw. adopcja ze wskazaniem, skracająca procesu adopcyjny do kilku tygodni lub miesięcy. Dzięki takiej formie adopcji dziecko trafia jak najszybciej do rodziców, którzy chcą je zaadoptować, zamiast przebywać w instytucjach opiekuńczych aż do momentu zakończenia wszelkich formalności. W tej formie adopcji rodzice biologiczni od razu wybierają rodziców adopcyjnych dla ich dziecka. Zaznaczają to we wniosku do sądu, pomijając procedury wyboru rodziców adopcyjnych dla dziecka przez instytucje opiekuńcze. Niechciana ciąża to na pewno dramat, ale sprzedaży dziecka nic nie usprawiedliwi! Trudno przejść obojętnie wobec tak niewiarygodnego zachowania rodziców dziecka. A wy jak oceniacie matki wystawiające swoje dziecko na sprzedaż? Wyraźcie swoją opinię w komentarzach! Źródło: Dziennik Bałtycki, Zobacz też: Wiosną nie ma smogu? Dość legend i mitów na temat zanieczyszczenia! Spacer z dzieckiem kontra powietrze! Sprawdź, kiedy wyjście na dwór wychodzi maluchowi na zdrowie? 10 sygnałów, że możesz mieć problemy z płodnością [WIDEO] Kobieta, która oddała dziecko do adopcji po latach spotkała się ze swoją córką. Szczęśliwy koniec historii 2018-04-07 17:00:24(ost. akt: 2018-05-26 15:08:12) „Jeśli kiedyś będę mogła je zobaczyć, powiem im, że je bardzo kochałam. Zawsze. Przez całe życie” – mówi Sylwia, mama bliźniaczek, które oddała do adopcji ze wskazaniem. Bartek o niczym nie wie. Nie wie też rodzina, znajomi. Tylko mąż, a właściwie konkubent, bo Sylwia żyje w nieformalnym związku. Oprócz Bartka wychowuje jeszcze 15-miesięczną Zosię. O tym, że jest w ciąży, dowiedziała się podczas kontrolnej wizyty u lekarza. Była cztery miesiące po porodzie. Gdy na monitorze USG zobaczyła dwie żyjące małe istoty, zamarła. „Jest pani w ciąży bliźniaczej, dwunasty tydzień” – powiedział lekarz i w jego wzroku wyczytała odpowiedź na pytanie, którego nie zdała, którego nawet nie zdążyła pomyśleć: Już nic nie można do domu załamana myśląc, co teraz z nimi będzie, jak sobie poradzą. Bo jak można żyć w małej miejscowości, bez pracy, bez mieszkania, bez perspektyw i nadziei na to, że jutro coś się zmieni, że będzie inaczej, lepiej. Z czwórką dzieci? Wieczorem po rozmowie z partnerem uznała, że jedynym wyjściem jest oddanie bliźniąt do miała pojęcia, jak się do tego zabrać, gdzie się zgłosić, kogo zapytać o radę. Włączyła komputer, weszła do internetu i wpisała jedno słowo: adopcja. Chwilę później była na stronie Tej samej nocy napisała, że spodziewa się bliźniaków, że sama nie może dać im domu, dlatego szuka rodziny, która je pokocha. Nacisnęła „wyślij”. „Nikt się nie odezwie” – przekonywał ją partner, bo nie mieściło mu się w głowie, że można znaleźć rodziców przez dnia Sylwia czytała ponad setkę maili z najróżniejszych zakątków Polski. Od ludzi, którzy marzyli o dziecku. Czytała o miłości, którą pragnęli się podzielić, o tęsknocie za normalnym życiem, rodziną. Płakała ze wzruszenia. Im brakowało tego, czego ona miała w nadmiarze. Dlaczego, Boże, tak się stało – pytała siebie. Ale wtedy, tamtego dnia, zaczęła dostrzegać w tym, co się wydarzyło, jakiś sens. Rozpacz zamieniała w nadzieję. Może to ja miałam urodzić czyjeś dzieci? – mówiła tylko do kilku rodzin, bliższy kontakt nawiązała z jedną. Wybierała tych, którzy mieli już za sobą kurs w ośrodku adopcyjnym, którzy otrzymali kwalifikacje na rodziców. Po kilku dniach dostała jeszcze jednego maila. „Nie wiem dlaczego, ale gdy go przeczytałam, poczułam, że to jest właśnie ta rodzina” – powie dzisiaj. Gdy kilka tygodni później zobaczyła Marzenę, miała wrażenie, jakby widziała siebie, tylko w lepszym wydaniu: uśmiechnięta, energiczna, serdeczna, ciepła. Miała pewność, że to jest właśnie ta osoba, ta rodzina, że już dłużej nie musi chciała, by syn dowiedział się o tym, że jest w ciąży i że jego siostry nie będą mogły się wychowywać razem z nim. Bo jak to wytłumaczyć jedenastoletniemu chłopcu? Jak powiedzieć: Ciebie kocham, tobą się opiekuję, a twoje siostry oddamy obcym ludziom. Więc ukrywała rosnący coraz bardziej brzuch pod luźnymi sweterkami i bluzkami. Ale Bartek chyba coś podejrzewał, choć nigdy o to nie zapytał i nigdy nic nie furtkaSylwia coraz częściej myślała o porodzie, o tym, jak najlepiej przeżyć te kilka dni, nim dziewczynki trafią do nowej rodziny. Nie mogła ich zostawić w szpitalu, nie mogła się nimi nie zajmować, nie mogła się zdradzić, że będzie ich mamą tylko przez chwilę. Bała się, że gdy weźmie je na ręce, gdy je przytuli, gdy je pocałuje, gdy poczuje ich zapach i ciepło, wówczas nie przeżyje rozstania. I gdy pełna była rozterek, znajoma powiedziała jej, żeby nie bała się kochać dzieci. Posłuchała rady – dziś wie, że zrobiła do ostatniej chwili prosiła Marzenę i Pawła, by nic nie kupowali i nie urządzali pokoju dla dziewczynek. Zostawiała sobie otwartą furtkę. Zadzwoniła do nich dopiero ze szpitala. Powiedziała: Możecie wszystko kupić. Miała cztery dni na to, by być mamą dla swoich córek. Te cztery dni musiały jej wystarczyć za całe życie. Musiała uwierzyć, że ktoś je pokocha, że ktoś da im lepsze życie, niż ona mogłaby im dać, że będą szczęśliwe, że kiedyś ją szpitala odebrali ją Marzena i Paweł. Sylwia płakała. Czuła, że serce jej pęknie, że nie przeżyje tego rozstania, tęsknoty. Od tej chwili oni zajmowali się dziećmi. Pojechała z nimi do ich domu. Napisała na kartce, że powierza im pieczę nad swoimi dziećmi. Umówili się, że gdy będzie jej trudno, w każdej chwili może zadzwonić, zapytać: jak dziewczynki?NadziejaMarzena do niej dzwoniła każdego dnia. Sylwia cieszyła się z tych telefonów i podświadomie czekała na nie. Taki był porządek serca. Porządek rozumu był zupełnie inny: nie może być ciągle myślami przy dziewczynkach, bo zwariuje. Napisała do Marzeny, że powinny ograniczyć kontakt. Marzena zrozumiała. Umówiły się, że gdyby działo się coś złego, w każdej chwili będą do siebie pierwszych dniach po powrocie ze szpitala Sylwia nie była w stanie jeść, spać, normalnie funkcjonować. Czuła fizyczny ból. Jakby ją ktoś po kawałku rozrywał. Po kilku dniach ból minął, a raczej wniknął gdzieś głębiej: w duszę, w serce, w pamięć? Tak, w pamięć właśnie. Sylwia żyje nadzieją, że kiedyś dziewczynki zechcą ją odnaleźć, poznać, porozmawiać. I zrozumieją, że musiała tak postąpić, że zrobiła to dla jest zadowolona, że zdecydowała się na adopcję ze wskazaniem. Że dziewczynki nie były przekazywane z rąk do rąk. „Gdybym nie wiedziała, do kogo trafiły moje dzieci, żyłabym w ciągłym lęku i niepewności. Chodziłabym po ulicach i zaglądała do każdego wózka, nasłuchiwałabym każdej informacji o bitych i maltretowanych dzieciach. Ale zostało mi to oszczędzone. Jeśli kiedyś będę mogła je zobaczyć, powiem im, że je bardzo kochałam. Zawsze. Przez całe życie”.*Fragment książki Katarzyny Kolskiej „Moje dziecko gdzieś na mnie czeka. Opowieści o adopcjach”, W drodze 2016**Skróty pochodzą od redakcji [1]Od września 2015 w wyniku nowelizacji Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego oraz Kodeksu postępowania cywilnego adopcja ze wskazaniem dotyczy tylko osób spokrewnionych oraz małżonków rodziców (macochy lub ojczyma). Wspomniany portal już nie istnieje v5PCQ7.
  • 9cyvdt1ayl.pages.dev/309
  • 9cyvdt1ayl.pages.dev/117
  • 9cyvdt1ayl.pages.dev/168
  • 9cyvdt1ayl.pages.dev/207
  • 9cyvdt1ayl.pages.dev/86
  • 9cyvdt1ayl.pages.dev/34
  • 9cyvdt1ayl.pages.dev/378
  • 9cyvdt1ayl.pages.dev/192
  • 9cyvdt1ayl.pages.dev/83
  • oddałam dziecko do adopcji