Kim jest matka, która oddaje własne dziecko do adopcji? Pewnie wielu ludziom cisną się na usta same złe słowa. Tymczasem, choć to głupie się tłumaczyć, ja mam coś na swoje wytłumaczenie. Nie oznacza to, że nie żałuję, że Cię nie wychowywałam. Przez swoje życie idę z ciężarem w sercu, że mogłam dzielić tę codzienność z Tobą. Obserwować jak się rozwijasz, jak się śmiejesz. Nie mogłam tego zrobić. fot. Nie, nie chodziło o to, że miałam 15 lat Nie, wcale nie chodzi o to, że miałam 15 lat jak Cię urodziłam. Myślę, że rodzice by mi pomogli Cię wychować. Oczywiście nie byłoby to mile widziane w małej miejscowości, w której mieszkaliśmy. Moi rodzice, a Twoi dziadkowie, mieli jednak zawsze otwarte głowy. Nawet przekonywali mnie do tego, bym Cię zostawiła. Mówili, że jesteś moim najukochańszym synkiem, a ich wnuczkiem. Ja też tak myślałam i do dzisiaj myślę, bo zakochałam się w Tobie od pierwszego wejrzenia. Gdy pojawiłeś się na świecie od razu wiedziałam, że jesteś wyjątkowy. Prosiłam jednak pielęgniarki, by jak najszybciej Cię zabrały. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bolało to, że musiałam Cię oddać. Tzn. nie musiałam, ale chciałam. Wybacz mi, proszę Wiem, że wiele osób mnie oceniło. Każdy wie jak ktoś inny powinien żyć i ma dla niego milion rad. Zawsze nie to irytowało. Nikt nie próbował wczuć się w moje emocje, w mój żal, w mój ból. A to był ból fizyczny. To przekonanie o tym, co się stało i ta świadomość, że Cię oddam. Że trafisz do obcych ludzi, którzy będą Cię wychowywać i traktować jak syna. Wiem, że miałeś dobre życie, ale wiem też, że żyjesz z traumą, że oddała Cię własna matka. Wybacz mi. Nie znam Twojego ojca Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Wiem jednak, że wtedy, gdy podjęłam tę decyzję, byłam jej pewna. Skąd wzięłam na to siłę? Nie mam pojęcia. Byłam rozżalona i nieszczęśliwa. Nie chciałbyś, żeby ktoś taki Cię wychowywał. Nie pytaj też o swojego ojca. Nie znam go. Złapał mnie w bramie, w biały dzień, gdy wracałam ze szkoły. Zgwałcił mnie, a 9 miesięcy później urodziłeś się Ty. Wybacz mi, proszę. Oddałam Cię, bo uważałam to za jedyną słuszną decyzję. Zobacz także: Zdrowy egoizm. Naucz się go!
Znaleźliśmy. ponad. 1000 ogłoszeń. Wyróżnione. Irenka piękne psie dziecko szuka najlepszego domku. Za darmo. Łódź, Śródmieście - 03 marca 2023. Wyróżnione. Cudowne psie dziecko Sara poleca się do adopcji.
Sprzedaż noworodka była dopracowana we wszystkich szczegółach. Na szczęście kobieta popełniła jeden błąd. Prokuratura już na tym etapie śledztwa nie ma wątpliwości, że w grę wchodzi postawienie zarzutów o handel ludźmi. Matka dała ogłoszenie w internecie Gdyby nie policjanci z Gdańska śledzący portale w związku z przestępczością w cyberprzestrzeni, być może ta historia miałaby tragiczny finał. Dziecko chciała kupić para mieszkająca za granicą. Wszystko było dograne jeszcze przed porodem. Biologiczni rodzice, na co dzień mieszkający pod Kwidzyniem (woj. pomorskie), jeszcze przed rozwiązaniem otrzymali 15 tys. zł. Reszta pieniędzy miała być przekazana po zrzeczeniu się przez matkę praw rodzicielskich. Nie udało się, bo na ślad przestępstwa wpadli policjanci śledzący portale internetowe. Ich czujność wzmogło ogłoszenie w sieci, z którego wynikało, że kobieta będąca w ciąży chce oddać dziecko. Kobieta wyjaśniła w nim, że wprawdzie nie może zatrzymać swojego dziecka, ale też nie chce go porzucić, w związku z czym czeka na kontakt od osób zainteresowanych ofertą. Na ogłoszenie odpowiedziała para mieszkająca poza granicami Polski. Obie strony zorganizowały spotkanie, w którym uczestniczył także konkubent kobiety w ciąży. Uzgodniono cenę - 30 tysięcy złotych oraz warunki sprzedaży. Dziecko przyszło na świat 5 marca 2018 roku. Trzy dni później zostało zarejestrowane w Urzędzie Stanu Cywilnego. Jako ojciec został podany mężczyzna, który odpowiedział na ogłoszenie. Policji udało się zapobiec wywiezieniu noworodka z kraju. Maleństwo jest teraz pod opieką rodziny zastępczej. W związku z tym Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła zarzuty obu parom biorącym udział w transakcji. Oskarża się ich o handel ludźmi, za co grożą przynajmniej 3 lata pozbawienia wolności. Biologiczni rodzice dziecka przyznali się do popełnienia zarzuconych im czynów i złożyli wyjaśnienia. Drugi z mężczyzn również przyznał się, zaprzeczył jednak, aby przekazał pieniądze. Natomiast jego partnerka nie przyznała się do popełnienia zarzuconego jej przestępstwa. Cała czwórka jest pod dozorem policji i ma zakaz opuszczania kraju. To przerażające, ale niestety informacje o handlu noworodkami co jakiś czas trafiają na czołówki serwisów informacyjnych w naszym kraju. W pod koniec marca pisałyśmy o tym, jak dziennikarskie śledztwo ujawniło przerażającą prawdę o handlu dziećmi w Polsce. Niemowlę można kupić już za 500 złotych! Dziecko można oddać do adopcji Polskie prawo przewiduje adopcję w sytuacji, gdy matka nie chce dziecka. Zgodnie z Kodeksem Rodzinnym i Opiekuńczym, zrzeczenie – tak popularnie mówi się o oddaniu dziecka do adopcji, to sądowe wyrażenie zgody przez rodziców biologicznych na przysposobienie dziecka bez wskazywania osoby przysposabiającego. Zgodę na adopcję dziecka można wyrazić najwcześniej 43 dni po jego urodzeniu (6 tygodni). Jeśli kobieta jest zdecydowana oddać dziecko do adopcji, może zgłosić się do ośrodka adopcyjnego i tam złożyć wstępną deklarację w tej sprawie. Może także wyrazić zgodę na to, aby po urodzeniu dziecko zostało umieszczone w rodzinie zastępczej do czasu złożenia zrzeczenia w sądzie i znalezienia odpowiedniej dla dziecka rodziny adopcyjnej. Jeszcze w szpitalu położniczym ma prawo poprosić, aby nie pokazywano jej dziecka po porodzie i nie przystawiano go do piersi. Możesz także poprosić personel szpitala o podanie leków zatrzymujących laktację. Będzie musiała złożyć pisemne oświadczenie, że pozostawia dziecko w szpitalu. Zapraszamy do wypełnienia ankiety dla czytelniczek Kliknij w grafikę: W polskim prawie, chociaż nie wyrażona wprost, ale dopuszczona jest tzw. adopcja ze wskazaniem, skracająca procesu adopcyjny do kilku tygodni lub miesięcy. Dzięki takiej formie adopcji dziecko trafia jak najszybciej do rodziców, którzy chcą je zaadoptować, zamiast przebywać w instytucjach opiekuńczych aż do momentu zakończenia wszelkich formalności. W tej formie adopcji rodzice biologiczni od razu wybierają rodziców adopcyjnych dla ich dziecka. Zaznaczają to we wniosku do sądu, pomijając procedury wyboru rodziców adopcyjnych dla dziecka przez instytucje opiekuńcze. Niechciana ciąża to na pewno dramat, ale sprzedaży dziecka nic nie usprawiedliwi! Trudno przejść obojętnie wobec tak niewiarygodnego zachowania rodziców dziecka. A wy jak oceniacie matki wystawiające swoje dziecko na sprzedaż? Wyraźcie swoją opinię w komentarzach! Źródło: Dziennik Bałtycki, Zobacz też: Wiosną nie ma smogu? Dość legend i mitów na temat zanieczyszczenia! Spacer z dzieckiem kontra powietrze! Sprawdź, kiedy wyjście na dwór wychodzi maluchowi na zdrowie? 10 sygnałów, że możesz mieć problemy z płodnością [WIDEO]
Kobieta, która oddała dziecko do adopcji po latach spotkała się ze swoją córką. Szczęśliwy koniec historii 2018-04-07 17:00:24(ost. akt: 2018-05-26 15:08:12)
„Jeśli kiedyś będę mogła je zobaczyć, powiem im, że je bardzo kochałam. Zawsze. Przez całe życie” – mówi Sylwia, mama bliźniaczek, które oddała do adopcji ze wskazaniem. Bartek o niczym nie wie. Nie wie też rodzina, znajomi. Tylko mąż, a właściwie konkubent, bo Sylwia żyje w nieformalnym związku. Oprócz Bartka wychowuje jeszcze 15-miesięczną Zosię. O tym, że jest w ciąży, dowiedziała się podczas kontrolnej wizyty u lekarza. Była cztery miesiące po porodzie. Gdy na monitorze USG zobaczyła dwie żyjące małe istoty, zamarła. „Jest pani w ciąży bliźniaczej, dwunasty tydzień” – powiedział lekarz i w jego wzroku wyczytała odpowiedź na pytanie, którego nie zdała, którego nawet nie zdążyła pomyśleć: Już nic nie można do domu załamana myśląc, co teraz z nimi będzie, jak sobie poradzą. Bo jak można żyć w małej miejscowości, bez pracy, bez mieszkania, bez perspektyw i nadziei na to, że jutro coś się zmieni, że będzie inaczej, lepiej. Z czwórką dzieci? Wieczorem po rozmowie z partnerem uznała, że jedynym wyjściem jest oddanie bliźniąt do miała pojęcia, jak się do tego zabrać, gdzie się zgłosić, kogo zapytać o radę. Włączyła komputer, weszła do internetu i wpisała jedno słowo: adopcja. Chwilę później była na stronie Tej samej nocy napisała, że spodziewa się bliźniaków, że sama nie może dać im domu, dlatego szuka rodziny, która je pokocha. Nacisnęła „wyślij”. „Nikt się nie odezwie” – przekonywał ją partner, bo nie mieściło mu się w głowie, że można znaleźć rodziców przez dnia Sylwia czytała ponad setkę maili z najróżniejszych zakątków Polski. Od ludzi, którzy marzyli o dziecku. Czytała o miłości, którą pragnęli się podzielić, o tęsknocie za normalnym życiem, rodziną. Płakała ze wzruszenia. Im brakowało tego, czego ona miała w nadmiarze. Dlaczego, Boże, tak się stało – pytała siebie. Ale wtedy, tamtego dnia, zaczęła dostrzegać w tym, co się wydarzyło, jakiś sens. Rozpacz zamieniała w nadzieję. Może to ja miałam urodzić czyjeś dzieci? – mówiła tylko do kilku rodzin, bliższy kontakt nawiązała z jedną. Wybierała tych, którzy mieli już za sobą kurs w ośrodku adopcyjnym, którzy otrzymali kwalifikacje na rodziców. Po kilku dniach dostała jeszcze jednego maila. „Nie wiem dlaczego, ale gdy go przeczytałam, poczułam, że to jest właśnie ta rodzina” – powie dzisiaj. Gdy kilka tygodni później zobaczyła Marzenę, miała wrażenie, jakby widziała siebie, tylko w lepszym wydaniu: uśmiechnięta, energiczna, serdeczna, ciepła. Miała pewność, że to jest właśnie ta osoba, ta rodzina, że już dłużej nie musi chciała, by syn dowiedział się o tym, że jest w ciąży i że jego siostry nie będą mogły się wychowywać razem z nim. Bo jak to wytłumaczyć jedenastoletniemu chłopcu? Jak powiedzieć: Ciebie kocham, tobą się opiekuję, a twoje siostry oddamy obcym ludziom. Więc ukrywała rosnący coraz bardziej brzuch pod luźnymi sweterkami i bluzkami. Ale Bartek chyba coś podejrzewał, choć nigdy o to nie zapytał i nigdy nic nie furtkaSylwia coraz częściej myślała o porodzie, o tym, jak najlepiej przeżyć te kilka dni, nim dziewczynki trafią do nowej rodziny. Nie mogła ich zostawić w szpitalu, nie mogła się nimi nie zajmować, nie mogła się zdradzić, że będzie ich mamą tylko przez chwilę. Bała się, że gdy weźmie je na ręce, gdy je przytuli, gdy je pocałuje, gdy poczuje ich zapach i ciepło, wówczas nie przeżyje rozstania. I gdy pełna była rozterek, znajoma powiedziała jej, żeby nie bała się kochać dzieci. Posłuchała rady – dziś wie, że zrobiła do ostatniej chwili prosiła Marzenę i Pawła, by nic nie kupowali i nie urządzali pokoju dla dziewczynek. Zostawiała sobie otwartą furtkę. Zadzwoniła do nich dopiero ze szpitala. Powiedziała: Możecie wszystko kupić. Miała cztery dni na to, by być mamą dla swoich córek. Te cztery dni musiały jej wystarczyć za całe życie. Musiała uwierzyć, że ktoś je pokocha, że ktoś da im lepsze życie, niż ona mogłaby im dać, że będą szczęśliwe, że kiedyś ją szpitala odebrali ją Marzena i Paweł. Sylwia płakała. Czuła, że serce jej pęknie, że nie przeżyje tego rozstania, tęsknoty. Od tej chwili oni zajmowali się dziećmi. Pojechała z nimi do ich domu. Napisała na kartce, że powierza im pieczę nad swoimi dziećmi. Umówili się, że gdy będzie jej trudno, w każdej chwili może zadzwonić, zapytać: jak dziewczynki?NadziejaMarzena do niej dzwoniła każdego dnia. Sylwia cieszyła się z tych telefonów i podświadomie czekała na nie. Taki był porządek serca. Porządek rozumu był zupełnie inny: nie może być ciągle myślami przy dziewczynkach, bo zwariuje. Napisała do Marzeny, że powinny ograniczyć kontakt. Marzena zrozumiała. Umówiły się, że gdyby działo się coś złego, w każdej chwili będą do siebie pierwszych dniach po powrocie ze szpitala Sylwia nie była w stanie jeść, spać, normalnie funkcjonować. Czuła fizyczny ból. Jakby ją ktoś po kawałku rozrywał. Po kilku dniach ból minął, a raczej wniknął gdzieś głębiej: w duszę, w serce, w pamięć? Tak, w pamięć właśnie. Sylwia żyje nadzieją, że kiedyś dziewczynki zechcą ją odnaleźć, poznać, porozmawiać. I zrozumieją, że musiała tak postąpić, że zrobiła to dla jest zadowolona, że zdecydowała się na adopcję ze wskazaniem. Że dziewczynki nie były przekazywane z rąk do rąk. „Gdybym nie wiedziała, do kogo trafiły moje dzieci, żyłabym w ciągłym lęku i niepewności. Chodziłabym po ulicach i zaglądała do każdego wózka, nasłuchiwałabym każdej informacji o bitych i maltretowanych dzieciach. Ale zostało mi to oszczędzone. Jeśli kiedyś będę mogła je zobaczyć, powiem im, że je bardzo kochałam. Zawsze. Przez całe życie”.*Fragment książki Katarzyny Kolskiej „Moje dziecko gdzieś na mnie czeka. Opowieści o adopcjach”, W drodze 2016**Skróty pochodzą od redakcji [1]Od września 2015 w wyniku nowelizacji Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego oraz Kodeksu postępowania cywilnego adopcja ze wskazaniem dotyczy tylko osób spokrewnionych oraz małżonków rodziców (macochy lub ojczyma). Wspomniany portal już nie istnieje
v5PCQ7.